Tak mieszkać! / O4
Moja córka powiedziała dzisiaj Go-sia. Tym samym jestem podekscytowna jak na widok obważanków, nie mogę spać, więc zajrzałam tu. I tyle czasu mnie tu nie było, że czuję się w obowiązku poinformować, że a) żyję, b) od roku, siedmiu miesięcy i 21 dni nie przespałam ani jednej nocy, c) od dziesięciu miesięcy i 21 dni moim największym marzeniem jest powrót do pracy (AAAA nadgodziny, nadgodzinki kochane, przyjmę hurtem i zrobię na przedwczoraj). I chyba mogę dopisać też d) przeprowadziłam się do puszczy, widziałam łosia, kupiłam auto i zamierzam (sic!) nim jeździć. I drżą mi nogi nawet jak o tym piszę. Na wszelki wypadek odnawiam też swój rower.
Szkic tego wpisu wisi tu od 6 miesięcy i chyba nie powinnam tego komentować. Napiszę tylko, że wcale nie prokrastynowałam, byłam zarobiona milion i pozdrawiam wszystkie Mamy, Które Ogarniają. Ja nie ogarniam. Ale dużo myślę, czytam nawet, uczę się i wierzę, że z pożytkiem. Oraz planuję wyjazdy, wyjścia i spotkania ze znajomymi na rok 2021. Sing hallelujah! No i szukając inspiracji, gdzie pojadę (sama!) na swoje, pierwsze od miesięcy, wakacje – znalazłam to mieszkanie. Autorem zdjęć jest Anders Bergstedt. Jest ich dużo, więc sama kawa nie wystarczy. Weźcie też ciastko.
Te wnętrza mają wszystko to, co dobre. Dużo światła, dużo klasyki, stara decha, stary stół, zgaszone kolory, len i płótno. I pokój dzieci, który ma w sobie dużo magii i pozytywnej (jest coś takiego?) nostalgii. O! Taki Włóczykij ♥. Pozytywna Nostalgia. I choć silkowe serce wyrywa się do nieco innej stylistyki, to i tak jestem oczarowana. No mieszkałabym.
Kuchnia z jadalnią to poczciwa, skandynawska estetyka. Okno, które mi się będzie po nocach śnić i piękny drewniany stół. Od razu widzę co najmniej trzy pokolenia, które jadły tu śniadania, robiły pierniki na Boże Narodzenie i dyskutowały o Pippi Pończoszance. Widzicie ten dzbanek? OMG!
Całe mieszkanie, oprócz pokoju dziecięcego, utrzymane jest w tonacji zgaszonych kolorów ziemi. Drewno, len, płótno, chłodne beże i czarne akcenty. Marmur Nero Marquina, którego jestem absolutną fanką (zaraz po zielonym Verde Guatemala, żeby nie było!). Nie do znudzenia.
Ostatnio prasowałam pokrowce naszej sofy. Patrzę na zdjęcie wyżej i pytam po co, Małgorzato? Po co? Nieekologicznie, nieekonomicznie, bez sensu.
Sypialnia – prościej się nie da, ładniej się nie da. Bez nadęcia i zbędnych ozdób. Fajnie tu dążyć do prostoty, gdzie łatwiej o wyciszenie. Bardzo to dzisiaj potrzebne. I choć mam gdzieś w sobie Marylę i Kolorowe Jarmarki, to staram się je ujarzmiać w projektach sypialni. Chyba, że ktoś mi pozwala ich nie ujarzmiać, to nie ujarzmiam. Ha ha.
Ja się w tym miejscu trochę pożalę. Tęsknię za swoimi praskimi balkonami. Piękne, kute balustrady po łuku, z widokiem niczego sobie. I te generujące tysiące decybeli tramwaje też lubiłam i też tęsknię. I powiem Wam, że balkon w sypialni to dobra rzecz. Nie tylko dla romantyków.
Niżej zobaczycie magię dziecięcego pokoju. Bez różu, bez brokatu. Choć idę o zakład, że jak się otworzy szafę to wyjdzie – tamtararam! – Pani Apokaliptyczna Różowość Najróżowsza pod pachę z Panem Brokatem. Bycie dzieckiem ma jednak swoje prawa i ja to szanuję. Byleby po skończonej zabawie ta radosna para weszła do szafy z powrotem. Wymądrzam się tu nad estetyką dziecięcego pokoju, ale w środku drżę na wizję czasów, kiedy Mila zechce mieć realny wpływ na swój kawałek podłogi.
Hall tego mieszkania to minimalizm w postaci, jaką lubię najbardziej. Nie zimny, surowy, a ocieplony miękkością dywanu, wiklinowymi koszami czy drewnianą ławą. In simple I trust, ktoś kiedyś powiedział, a ja to powtarzam przy każdej możliwej okazji.
Wprowadziłam się z mojej Pragi pod dwoma żelaznymi warunkami. Jeden – że urządzamy się w tej puszczy w max 2 miesiące. I dwa – że mieszkamy w nowym, przejściowym miejscu max 2 lata i wynosimy się do WŁASNEGO domu. Tymczasem-borem-lasem. Minęło prawie osiem miesięcy, a ja nadal nie mam szafy (ta chwiejna konstrukcja z kartonów się nie liczy), a biurko to w ogóle mebel zbędny, zajmiemy się nim na koniec. Dlatego jak patrzę na ten bardzo miły pokój do pracy poniżej, to mnie a) krew zalewa, b) łowię wzrokiem najbardziej tępe narzędzie i c) szukam swojego męża. I tylko moja wrodzona skromność nie pozwala wskazać mu miejsca, w które aktualnie kazałabym się pocałować.
Abstrahując od moich uczuć – przyjemnie w tym mini gabinecie.
Na koniec łazienka. Przeglądając dziesiątki projektów ze Skandynawii przypuszczam, że mają tam w ofercie dwa rodzaje płytek. Biały prostokąt i czarny prostokąt. Ale byłam tylko w Szwecji i nie weszłam do żadnego marketu, więc nie jestem pewna i ręki uciąć nie dam. I myślę sobie, że dla dobra naszego kochanego narodu, ograniczyłabym również polską ofertę do tychże dwóch. I ładniej by było, i kłótni małżeńskich przy wyborze płytek mniej. Same plusy.
Noooo, to tyle. Ząbki i spać, misie kochane. Albo do roboty. Co tam Wam w duszy gra.
źródło: entrancemakleri
photographer: Anders Bergstedt
Wszystkie zdjęcia użyte we wpisie opublikowane za zgodą ich autora.