Heksagony, trójkąty i kwadraty. Czyli łazienka wyzwanie.
Pytanie za milion – co jest trudniejsze od zaprojektowania łazienki w zabytkowej kamienicy? Zaprojektowanie kuchni w zabytkowej kamienicy! Ha ha. Ale żeby nie było tylko śmiesznie dodam, że projekt tej łazienki to składowa mojej mission impossible. Golgoty organizacyjnej. Szpagatów finansowych. Ale jest! I od roku dzielnie służy i wanną, i lustrem!
Ale po kolei. Ja wiem, że jestem minimal-black-and-white od poczęcia, że less is more i w ogóle puste ściany najlepiej, ale jeśli chodzi o kształty to tu się zapędziłam. Ale nie tak bez sensu. Tak z rozmysłem. I rozmachem! 😉 A wszystko dlatego, że pomieszczenie, które miało być nową łazienką nie przypominało żadnej figury geometrycznej. Trust me, jestem po matfizie i trochę ich znam. Więc nawet nie siliłam się na walkę o „prostowanie” tego wnętrza. Najbezpieczniej (i powiedzmy to sobie – najłatwiej) było iść dalej tą krętą (dosłownie) drogą. Stąd heksagony, trójkąty i kwadraty (Dawidzie Podsiadło, pozdrawiam!).
Nowa łazienka była kiedyś kuchnią. Wchodziło się do niej bezpośrednio z klatki. Nieustawna, krzywa i zupełne ała. Przestrzeń mówiąca zrób coś, albo użyj napalmu. Wyglądało to mniej więcej tak:
Jedyny, ale za to wielki plus, którego się dopatrzyłam to okno. Odetchnęłam z ulgą. Bo jak nie ja i nowy projekt, to chociaż światło rozjaśni tę katakumbę. Jak już ktoś łaskawie pozwoli odejść tym żaluzjom.
Na pytanie, jak finalnie powinna wyglądać ta łazienka, padła szybka i konkretna odpowiedź. Prosto, jasno, bez zbędnego kombinowania, ekonomicznie, ale bez przesady. Czyli z naciskiem na ekonomicznie. Znaczy high life oczywiście, ale znowu nie tym razem.
Grzecznie wypisałam to, co już wiedziałam – jasno, prosto, ale krzywo, tanio, ale bez przesady. I to jest bardzo przyjemne zadanie projektować w ten sposób, bo wszystko wiadomo od razu. 😉 Wyobraziłam to sobie mniej więcej tak:
Design: SEPTEMBRE | Photo: David Foessel
Więc podłoga i ściany – czarno białe. Ale w kształcie heksagonów i mozaiki z trójkątów. Szafka biała. Detale czarne. No i marmur. Ponieważ marmur to nie zbędny luksus, a niezbędny, więc też go gdzieś zmieszczę. Choćby w mydelniczce albo kubku na szczoteczki! I tu nie potrafię wytłumaczyć moich dalszych pomysłów. Najprawdopodobniej byłam świeżo po lekturze kolejnej części Harrego Pe, bo magii mi się zachciało. Takiej o! I nie było przebacz.
I tak urodził się pomysł srebra. Albo jeszcze lepiej – holograficznej tekstury. Żeby prosta łazienka nabrała charakteru. Tego małego czegoś, co uczyni ją inną. Moja wyobraźnia wpadła w efekciarski amok wymyślając srebrne smoki i nosorożce, holograficzne zasłony i inne lśniące gadżety. Gdzieś głęboko wiedziałam, że rzeczywistość w kwestii dodatków bywa okrutna (czyt. skończone fundusze inwestora). I że skończy się na srebrnych gałkach do szuflad. Ale co pomarzyłam, to moje.
No dobra, gdzieś tam w środku, jestem też pink. Nie żeby jakoś mocno, ale od czasu do czasu. Dla równowagi i higieny kolorystycznej. Takie wnętrzarskie puszczenie oczka. I to od czasu do czasu będzie w detalu. Na przykład w kolorze świecy albo na ręczniku. Jeszcze nie wiem. Wiem jedno – just pink my mind!
Z pozoru rozstrzelonych pomysłów ułożyłam równanie. Szalona geometria + b&w + srebro + róż. Dodałam, wstrząsnęłam, nie mieszałam.
I wyszło mniej więcej to:
1. Świeca w szkle. Nie wyjdę z podziwu, że ja i ten róż. No nie. Czy ja to ja?
2. Drabinka na ręczniki.
3. Szuflady chciałabym otwierać takim geometrycznym cudem. Takie robią mi dobrze.
4. Umywalka nablatowa, o taka!
5. Krzywość ścian podkreślić krzywością hexagonalnej mozaiki. Brzmi niemądrze. Dobrze brzmi.
6. Coś srebrnego. Coś zabawnego. Ananas!
7. To nie jest tania bateria. Ale jest piękna. Taką chcę.
8. Nie mogły być inne. Te! Geometryczny szał!
9. W takim się po domu panoszyć. Ze spranego lnu. Szampan mi do tego pasuje, z truskawką.
10. No przecież. Vives.
11. Wolnostojąca i od razu bliżej do Hollywood.
12. Grohe Essence. Esencja prostoty.
* Pozostałe zdjęcia z kolażu tytułowego:
Ręcznik.
Dancing shoes!
Nosorożec światło niosący. Albo po prostu świecznik.
Jak wyszło finalnie, czyli projekt versus reality, pokażę wkrótce. Stay tuned, miłego wtoreczku i kładźcie się wcześnie spać (jest niedziela, 01:36, o zgrozo!).
Halo halo, update następuje! Finalnie wyszło tak:
Ponieważ lampy, do których wzdychałam dniem i nocą okazały się za drogie, zrobiłam podobne. Znacznie tańsze. W cenie przesyłki. 😉 Trochę kabla, trochę farby, kilka klocków siostrzeńców (do dzisiaj nie wiedzą), wolny wieczór i voilà!
I jeszcze krótkie przypomnienie, jak to było przed remontami:
Zdjęcia inspiracyjne użyte we wpisie za zgodą i błogosławieństwem autorów. Amen.